I.
I
Środa minęła za
szybko, zbyt intensywnie i nerwowo. Pozostawiła niesmak w ustach rozlewający się
po całym ciele. Zabrakło słów i sił na poszukiwanie odpowiednich słów i muzyki.
Jednak kapryśny los zesłał sam odpowiednią muzykę, lecz nie bez powodu mówię o
nim kapryśny, mówię tak gdyż zrobił to ciut za późno i muzyczna środa stała się
czwartkiem. W ramach autokary narzuconej na siebie skreśliłem wiec kilka słów,
natchniony nie-środową muzyką.
II.
II
Noc powoli
zmierzała ku końcowi. Czarne jeszcze niebo mrugało przyprószone gwiazdami.
Księżyc wykręcił swe rogi ku górze, delikatnie chowając się za horyzontem. Ogień
wesoło trzaskał, spalając dorzucone drwa. Kolejna beczka soleańskiego piwa
pustoszała w zawrotnym tempie. Marynarze tańczyli, śpiewali, radowali się.
Podpić, zmęczeni lecz wolni. Do wczoraj byliśmy zwykłymi przemytnikami,
uciekającymi, bezpańskimi morskimi psami, pozbawionymi ojczyzny. Wyklętymi leachanami
wygnanymi z domów, szukającymi szczęścia i chleba na bezkresnym oceanie między ziemią
naszych przodków, a przeklętym cesarstwem. Lecz kolonia powstała, Leach wybuchł ogniem wojny wzywając swe dzieci do
walki. Decyzja była prosta, dla każdego z nas. Jednak nie świętowaliśmy zwycięstwa,
o nie. Co innego było wykrzykiwane w toastach.
Świętowaliśmy braterstwo! O świcie wypłyniemy, zatapiając każdą napotkaną
łajbę cesarstw. Naszą stal napoimy krwią cesarskich pasożytów. Jeżeli wichry pozwolą,
dotrzemy do portu, wrócimy do domu. Pamiętam dokładnie, każde słowo, każdy gest
Kapitana Jrga Warmansona, Szalonego Jrga. Służba na jego pokładzie oznaczała
pewną śmierć, w czasach pokoju czy teraz. Warmanson, obdarzony zupełnym brakiem
strachu i żyłami wypełnionymi nienawiścią od zawsze prowadził wojnę z imperium.
Śmiejemy się że to ojczyzna przyłączyła się do naszej wojny nie my do ich.
Kapitan miał powody do nienawiści, kiedyś był zwyczajnym, lojalnym kapitanem
wojskowej galery, dzięki ciężkiej pracy i ogromnemu poświęceniu zaszedł
wyjątkowo wysoko jak na leachina. Omijał politykę, wykonywał rozkazy, lecz polityka
nie ominęła go. Stał się niewygodny dla cesarstwa, powodem było właśnie jego
pochodzenie, któryś z cesarskich oligarchów nie mógł się pogodzić z tym że jakiś
nędzny leachianin zaszedł tak wysoko, co gorsza cieszył się wielkim autorytetem
wśród wszystkich marynarzy. Podobno przekonał samego imperatora że Warmanson
stanowi zagrożenie dla monarchii, może wznieść bunt i zakłócić interesy państwa.
Postanowiono pozbyć się go. Wynajęty zabójca zamordował całą rodzinę Kapitana,
jego samego skazano jako winnego tej zbrodni. Publicznie pozbawiono wszelkich
godności i zakutego rzucono morzu na pożarcie. Jednak morze i bogowie wichru
mieli inne zdanie. Szalony Jrg przeżył, nikt nie wie jak, on sam też tego nie
mówi. Stał się piratem, przemytnikiem i największym wrogiem cesarstwa. Zaklinam
się na wszystkich bogów wichru, pierwszy raz zobaczyłem uśmiech na jego obliczu
w chwili gdy, w sposób krótki, bez zbędnych wyjaśnień powiedział nam o wojnie i
o tym że i my ruszamy na wyspę. Świętujemy zatem, bo jutro wstanie nowy świt
nad światem. Na naszym maszcie zawiśnie flaga niepodległego państwa Leach, a my
ochrzcimy ją krwią cesarstwa. Jeżeli bogowie będą nam łaskawi wrócimy do domu,
spotkamy bliskich, uściśniemy ich, jeśli nie zginiemy by oni mogli dalej
walczyć, zabierając ze sobą do otchłani tylu cesarskich sługusów ilu się tylko
da. Śpiewamy więc, śmiejemy się, choć wiemy że śmierć stoi już za naszymi
plecami. Nakarmimy ją, nasze miecze przygotują jej sowity posiłek. Kapitan
jedyny siedzi spokojnie. Jego oczy spoglądają gdzieś w dal, rytmicznie ćmi
fajkę uśmiechając się szaleńczo. Niebo szarzeje. Księżyc dawno już utonął za
horyzontem, sine chmury pożerają kolejne z gwiazd, cześć załogi przygotowuje
już okręt. Pozostali dopijają piwo, wznosząc toasty, krzycząc imiona poległych,
zakazane imiona które są nam niczym modlitwa. Dajcie mi bogowie dołączyć do
nich. Bym stał się fundamentem dla wolnej ojczyzny. Powoli zbieramy się,
jeszcze kilka chwili i wyruszymy na wojnę. Szalony Jgr Warmanson i jego załogo
zasieje postrach na wodach oceanu Lilli, dotrzemy do domy, potem uderzymy na
porty cesarstwa. Bogowie ześlą na nas swoja łaskę i wspomogą nas, a jeśli nie,
pożeglujemy do Portu Gwiazd i przyniesiemy im zmierzch. Czas wolności, czas
dumy. Leach! Gardła bolą od wykrzykiwania nazwy ukochanej wyspy. To nic.
Ruszamy więc.
III.
III
"Oh where are you going
Said Milder to Moulder
Oh we may not tell you
Said Festel to Fose
We're off to the woods
Said John the Red Nose
We're off to the woods
Said John the Red Nose
And what will you do there
Said Milder to Moulder
Oh we may not tell you
Said Festel to Fose
We'll hunt the Cutty wren
Said John the Red Nose
We'll hunt the Cutty wren
Said John the Red Nose
And how will you shoot her
Said Milder to Moulder
Oh we may not tell you
Said Festel to Fose
With bows and with arrows
Said John the Red Nose
With bows and with arrows
Said John the Red Nose
Oh that will not do
Said Milder to Moulder
Oh what will you do then
Said Festel to Fose
With guns and great cannon
Said John the Red Nose
With guns and great cannon
Said John the Red Nose
And how will you cook her
Said Milder to Moulder
Oh we may not tell you
Said Festel to Fose
In pots and in pans
Said John the Red Nose
In pots and in pans
Said John the Red Nose
Ah that will not do
Said Milder to Moulder
Oh what will do then
Said Festel to Fose
Bloody great brass cauldron
Said John the Red Nose
Bloody great brass cauldron
Said John the Red Nose
Oh who will get the portion
Said Milder to Moulder
Oh we may not tell you
Said Festel to Fose
Give it all to the nobles
Said John the Red Nose
Give it all to the nobles
Said John the Red Nose
Ah that will not do
Said Milder to Moulder
Oh what will do then
Said Festel to Fose
We'll give them all to the poor
Said John the Red Nose
We'll give them all to the poor
Said John the Red Nose"
Pozdrawiam!
Paweł Piotr Pisarczyk.
Paweł Piotr Pisarczyk.