Nudny początek.
Wychodząc z założenia, że nic nie bierze się z próżni, choć
niektórzy znajdą dowody na to, że jednak się bierze, należy w
jakiś sposób ugruntować swoje rozważania. Najprostszy sposób to
postawienie sobie pytania: kim jesteśmy?! My, jako społeczeństwo.
Możemy nazwać się zbiorem zindywidualizowanych osobistości,
dzięki których komunikacji możemy w ogóle mówić o czymś takim
jak społeczeństwo. Równie dobrze możemy powiedzieć, że jesteśmy
wytworem grupy, w której się narodziliśmy, gdyż to ona nas
ukierunkowuje i kształtuje nasz sposób postępowania i percepcji.
Próbując połączyć te dwa stanowiska, społeczeństwo można
przedstawić za pomocą pewnej metafory. Mianowice: nasze socjety
jest pewnego rodzaju workiem, wypełnionym wszelkimi ideami, tworami,
dorobkiem szeroko rozumianej kultury, wszelkimi deizmami,
ateizmami, nacjonalizmami, kosmopolitanizmami, podziałami i
połączeniami. Wszystkim tym, co na przestrzeni wieków zostało
stworzone, czy powiedziane. Siedzimy, na tymże worku, samotnie albo
w grupkach, mniejszych lub większych. Gromadząc się przy
prześwitach, które pozwalają nam dotknąć idei z
worka. Nieraz charyzmatyczny lider jakiejś grupki, choćby
jednoosobowej, włoży rękę poprzez prześwit i wydrze
stamtąd, często na oślep, wzniosłą idee. W czy zatem problem?
Otóż prześwity ktoś, w sposób świadomy bądź nie,
pokrył warstwą miodu.
Nudne rozwinięcie.
Poprawność polityczna, czyli to o czym się nie mówi, bo nie
wypada, zaczyna przybierać cechy autocenzury. Niektórych tematów
nie opłaca się poruszać, bo są nie w nurcie, jedynie
słusznym albo po prostu opłacalnym finansowo.
Abstrahując od rozważań na temat motywów ideologicznych lub
ekonomicznych, stawiam pytanie: co za tym idzie? Co będzie
rezultatem autocenzury? Odpowiedź jest zgoła prosta lecz to tylko
powierzchowność. Autocenzura, poza wykrzywianiem rzeczywistości i
pomijaniem ważnych wydarzeń lub przestawianiem ich w sposób
jedynie słuszny/opłacalny, uczy nas czegoś z czym od
wieków, pokolenia nas poprzedzające walczyły. Ukierunkowanego
sposobu myślenia, określającego to, co mówić nam wolno, a co
myśleć trzeba. Jest to rzecz gorsza niż cenzor na urzędzie, gdyż
wbita w głowy działa podświadomie. Media ukierunkowane na newsy,
dawno zapomniały o prawdzie, bo czymże dzisiaj jest prawda? Czy
dalej jest zgodnością sądów z rzeczywistością?
A rzeczywistość? Czymże ona jest, że ma prawo legitymizować
prawdę? Relatywizm wszechrzeczy pozwala nam uargumentować każdą
decyzje i stanowisko, a prawdą staje się to, w co uwierzą setki
tysięcy ludzi przed telewizorami. Dzięki temu jedynie
słuszną/opłacalną prawdą staje się to, co dzieje się z
„Mamą Madzi”, a nie to, co dzieje się na arenie gospodarki czy
polityki międzynarodowej.
Zdarza się, że premier tryumfalnie przyjedzie z obrad parlamentu
europejskiego, obwieszczając ileż to euro wywalczył dla nas. Media
zagrzmiała w niebogłosy: Chwała jaśnie panującego!, a o
tym, jak wiele nie wykorzystamy z tych funduszy przez niekompetencje
władz - nie powie już nikt. Gdyż „jest dziś grzechem być
eurosceptykiem”, argumenty oparte na faktach i liczbach zagłuszane
są przez emocjonalne wystąpienia prezenterów i celebrytów, a fakt
niepopierania jedynie słusznej partii, świadczy o
zaściankowości, ciemnocie, i Bóg jeden wie o czym jeszcze.
Do czego doprowadzi autocenzura? Czym skończy się wybiórcze
traktowanie prawdy? W najgorszym wypadku myślozbrodnią.
Ludzie będą z litery prawa ścigani za nieszablonowe myślenie, za
krytycyzm i refleksje. Czarny scenariusz dla fanów teorii
spiskowych, czyż nie? Nieosiągalne wynaturzenie przyszłości? Nie
dojdzie do tego, ludzie mają swoje prawa i wolności! Już
doszło. Brakuje tylko usankcjonowania prawnego.
Niepoprawne
zakończenie!
O to jesteśmy w świecie rodem z powieści Orwella, jedna wielka
„szczęśliwa” utopia. Nasączona zakazami i nakazami,
wolność, jest już tylko hasłem ze sztandarów rewolucji
francuskiej. To, co z niej zostało jest odbierana sukcesywnie,
powolutku, delikatnie acz skutecznie.
Wszystko dookoła pokazuje mi, jakim to szczęśliwcem jestem, w
jakim wspaniałym świecie żyje i w jakich cudownych czasach.
Przecież to niemożliwe, rzeczywistość to nie „Matrix!”
Oczywiście, że nie. Nie prowadzimy śmiertelnego boju, o
podstawową wolność z bezdusznymi maszynami, które chcą nas do
cna wykorzystać i przetworzyć nasze szczątki, tak aby nic się nie
zmarnowało. Jest gorzej: prowadzimy niemą wojnę o wolność myśli.
Przeciwnik, główny antagonista tej walki, nie chce naszej śmierci;
wręcz przeciwnie - pragnie byśmy żyli, abyśmy kupowali,
konsumowali, a wszystko to - bezmyślnie.
Czym wiec jest ta myślozbrodnia? Zaczyna się delikatnie,
„grzechem jest dzisiaj być eurosceptykiem” cytując Panią
Richardson, idąc dalej poprzez jedynie słuszne poglądy
dojdziemy do stanu w którym krytyka słów wypowiadanych przez
prezentera, stanie się czymś niedopuszczalnym, a poddawanie
wątpliwości kompetencji rządów będzie zdradą. Autocenzura,
ludzi mediów prowadzi w prostej drodze do pewnych oczywistych
połączeń myślowych, rzadko zgodnych z stanem faktycznym, które
nawarstwiają się tworząc schemat wykluczający alternatywny stan
rzeczy, bo przecież są to oczywistości powtarzane i
wtłaczane w głowy przez autorytety. Zatem więc: Słowacki
wielkim poetą był, Słowacki wielkim poetą był, Słowacki wielkim
poetą był, Słowacki wielkim poetą był, Słowacki...
Pozdrawiam!
Paweł Piotr Pisarczyk.